W bardzo młodym wieku uzyskała Pani tytuł doktora. Jest Pani także zoologiem zajmującym się ekologią behawioralną. Dodatkowo pracuje Pani na Uniwersytecie w Reading, gdzie oprócz badań naukowych z powodzeniem popularyzuje Pani także naukę. Zastanawiam się, czy dostała Pani od Boga umysł genialny czy też ten sukces to efekt ciężkiej pracy? 

Do tego, co robię, nie trzeba być geniuszem – a praca, gdy się ją lubi, nie wydaje się trudna. Do pracy i dobrej organizacji dodałabym więc entuzjazm.
       Gdybym kierowała się predyspozycjami, wybrałabym pewnie zawód  plastyka, który mi doradzano w liceum. Z kolei pierwsze pieniądze zarobiłam jako ośmiolatka, śpiewając w chórze dziecięcym w operze. Myślałam też i o lingwistyce i o politechnice. Zwyciężyło  zamiłowanie… do zwierząt! Ale też nic się nie zmarnowało – zmysł plastyczny pomaga w prezentacjach, teatr – w publicznych wystąpieniach, języki w komunikowaniu się ze światem, a matematyka – przy obliczeniach statystycznych i programowaniu.

Pani doktorat dotyczył biotelemetrii. To brzmi bardzo tajemniczo. Dlaczego akurat taki temat?

Biotelemetria to obserwacja dzikich zwierząt i badanie ich zachowania z odległości. Ja zbierałam dane przy pomocy rejestratorów danych – miniaturowego sprzętu, który przyczepia się do zwierząt, np. za pomocą obroży. Badałam m.in. norki amerykańskie, które są gatunkiem inwazyjnym w Europie, wyrządzającym wiele szkód w ekosystemie, dlatego poznanie ich zachowań jest ważne. W RPA prowadziłam badania nad oceną liczebności lisów i szakali, w Australii zajmowałam się ekologią i tym, jak ona wpływa na rodzimą faunę, a w Stanach badałam zachowanie kretoszczurów.

Na Uniwersytecie prowadzi Pani bardzo ciekawe warsztaty o nazwie „Kreatywne rozmowy o nauce”, które cieszą się ogromnym powodzeniem. Prelegentom i słuchaczom dopisuje dobry humor. Kiedy przeczytałem temat spotkania: „O idealnym miejscu dla faceta i miłości motyli” uśmiech zagościł także na mojej twarzy.  Proszę opowiedzieć coś więcej o tych nietypowych warsztatach? 

Muszę sprostować: imprezę KRON organizuje moja koleżanka Mariana Kozłowska z Uniwersytetu w Białymstoku, ja dawałam tam tylko wykład. Bardzo cenię sobie warsztaty i wystąpienia popularyzatorskie w lekkiej formie, bo dzięki nim można skutecznie zainteresować nauką sporą liczbę odbiorców. W świecie nauki nie jest to takie oczywiste, trudno jest zapomnieć o często sztywnym języku zawodowym. Prelekcje, wystąpienia publiczne towarzyszą mi od zawsze – jako dziecko brałam udział w konkursach krasomówczych, a swoją pierwszą nagrodę za spicz dostałam w podstawówce w Chinach – oczywiście był po chińsku. Często popularyzuję naukę za pomocą komedii typu stand-up.  Są  to  monologi  komediowe,  w  których naukowcy starają się rozbawić publiczność ciekawostkami ze swojej dziedziny wiedzy, forma bardzo popularna w Wielkiej Brytanii. Dzięki zdobytym tam doświadczeniom udało mi się  zainicjować podobne  wydarzenie w Polsce  – Pierwszy Stand-up  Naukowców (Klub Komediowy, Warszawa), w którym wzięłam udział wraz z innymi badaczami. 

Wspiera Pani młodych naukowców ze świata, a studentom z Polski doradza jak trafić na brytyjskie uczelnie. Jak dzisiaj wygląda procent Polaków studiujących na prestiżowych uczelniach? Czy każdy zdolny młody człowiek ma równe szanse, czy finanse są jednak są elementem dominującym?

W organizacji The Kings Foundation, której jestem ambasadorem, pomagamy młodzieży z  Polski w aplikowaniu na elitarne światowe uczelnie. W części uniwersytetów można liczyć na stypendium. Koszt studiów zależy od kraju i uczelni. Sytuacja zmienia się bardzo szybko z każdym rokiem, wraz z nią zmienia się też procent studiujących Polaków.

W jakich dziedzinach brylują Polacy? Gdzie z reguły znajdują zatrudnienie po ukończeniu uczelni? Czy pozostają w Wielkiej Brytanii, czy jadą dalej w świat?

Studentów z Polski można znaleźć praktycznie na wszystkich kierunkach studiów.
Atutem młodych Polaków jest głównie to, że nie boją się zmiany miejsca, nauki w obcym języku, nowych warunków życia. Są pod tym względem o wiele bardziej otwarci niż np. młodzież z UK czy USA. 
Z uwagi na problemy z zatrudnieniem (organizacyjne, płacowe) decydują się w większości na pracę za granicą – chociaż rozważają również powrót do Polski. Większość moich znajomych, niezależnie od kierunku studiów i uczelni, zatrudnia się w consultingu albo bankowości; część zostaje na uczelniach, ale jest to niewielki procent.

Od dziesiątek lat toczy się rywalizacja pomiędzy Uniwersytetami w Cambridge i Oxford? Rywalizują także w zawodach sportowych – wioślarskich w Londynie. Jedna uczelnia jest starsza, druga wydała na świat większą ilość noblistów. A według Pani, gdzie najlepiej studiować w Wielkiej Brytanii i dlaczego, może w Reading?

Cambridge i Oksford tradycyjnie rywalizują w sporcie, ale nie tylko w wioślarstwie. Przez wiele lat mój mąż i ja reprezentowaliśmy Oksford w rozgrywkach z Cambridge – w tańcu towarzyskim, który jest traktowany jako oficjalna dyscyplina  sportowa. Generalnie jednak te uczelnie współpracują ze sobą. Znane jest słowo “Oxbridge” powstałe w wyniku połączenia dwóch nazw. Uniwersytety często uczestniczą we wspólnych projektach. Przykładowo – od kilku lat współorganizuję Oxbridge Academic Programs – seminaria dla nauczycieli z całego świata; jako  doktorantka  Oksfordu  brałam  udział w rejsach naukowych na Galapagos, organizowanych przez Cambridge. Wiele wspólnych inicjatyw podejmowało także studenckie środowisko polonijne – Oxford University  Polish  Society (którego  miałam przyjemność być przez jakiś czas prezydentem) i jego bliźniacze w Cambridge. Przykładem takich wspólnych inicjatyw  jest doroczna  konferencja „Science: Polish Perspectives” organizowana naprzemiennie w Oksfordzie i Cambridge i zrzeszająca młodych polskich naukowców pracujących poza krajem. Przed wyborem uczelni najlepiej sprawdzić rankingi – także te dotyczące poszczególnych dyscyplin wiedzy – są uczelnie szczególnie mocne w konkretnych kierunkach. Reading mieści się mniej więcej po środku angielskich uniwersytetów, ale i tak plasuje się na wyższych pozycjach niż najlepsze polskie  uczelnie.

Niedawno Wielka Brytania podjęła decyzję o wyjściu z UE. Jakie to będzie miało bezpośrednie konsekwencje dla świata nauki i studentów?

Siłą Wielkiej Brytanii jest nauka. Za każdy funt wydany przez Brytyjczyków na naukę, brytyjscy naukowcy dostawali z Unii dwa – gdyż są bardzo skuteczni w zdobywaniu grantów. Po  wyjściu z UE znacznie zmaleją fundusze na badania, granty itd. To oczywiście odbije się na jakości uniwersytetów. Trzeba wiedzieć, że jeśli uniwersytety znajdują się w pierwszej dwusetce rankingu światowego, bogate kraje – typu Arabia Saudyjska – wysyłają na nie studentów, opłacając im czesne. Uniwersytet bez dotacji UE będzie miał mniejsze możliwości rozwoju nauki, wypadnie z rankingu, a co za tym idzie nie będzie już atrakcyjny, nie przysporzy bogatych studentów i  pieniędzy –  tak koło się zamyka. Nie wiemy, jaki będzie koszt studiów dla młodzieży z zagranicy, zagrożone są programy wymiany typu Erasmus. W nauce kluczowa jest  mobilność, łatwość wymiany informacji, przemieszczania się, kontaktów między naukowcami i studentami na całym świecie. Już teraz część naukowców zaczyna wycofywać się z pracy na brytyjskich uniwersytetach, a młodzież myśli o studiach poza granicami UK. 




Jest Pani także laureatką polskiej edycji konkursu popularyzatorskiego „FameLab”. Jest to bardzo ważne wydarzenie o zasięgu międzynarodowym, w którym uczestniczy ponad 20 krajów z całego świata. Polskę reprezentuje Centrum Nauki Kopernik – nowoczesna jednostka. Jeśli by Pani porównała polski poziom edukacji z europejskimi konkurentami,  to chyba nie mamy się czego wstydzić

W Polsce jest bardzo wielu kreatywnie myślących zdolnych młodych ludzi. System edukacji zmienia się, trudno przewidzieć, w którym pójdzie kierunku. Jednak prócz programów edukacyjnych ważne jest też dostosowanie się do światowych trendów. W większości najlepszych uczelni Europy  i  USA  nie do pomyślenia jest niesamodzielność  –  za jakiekolwiek ściąganie  grożą  bardzo surowe sankcje. U nas ten temat wciąż traktowany jest z pobłażaniem, więc jeśli się wstydzić, to właśnie tego – na szczęście z każdym rokiem jest lepiej.

Jest Pani kobietą spełnioną, która realizując swoje marzenia, pomaga innym i krzewi pozytywne wartości wśród studentów z całego świata. Osiągnęła Pani wiele, ale wiele jeszcze przed Panią. W jakiej sferze poza nauką chciałaby się Pani realizować? Czy myśli Pani o powrocie do Polski? 

Jestem od niedawna spełnioną mamą, mam męża, jest Australijczykiem. Mimo, że większą  część życia spędziłam za granicą,  jestem w ścisłym kontakcie z Polską, staram się robić dla niej jak najwięcej – poprzez organizowanie wspólnych projektów, warsztatów, pisanie artykułów popularno-naukowych do polskiej  prasy. Jestem w Polsce mniej więcej raz na miesiąc przy okazji konferencji czy wykładów. Mam w Polsce rodzinę, przyjaciół, a pokój w moim domu zawsze na  mnie czeka. Mieszkałam poza Polską w sześciu krajach – Włoszech, Tajlandii, Chinach, Niemczech, USA i tu Wielkiej Brytanii. W tych krajach poznałam wielu wspaniałych ludzi. Na naszym weselu w Polsce bawili się goście z sześciu kontynentów. 

Rozmawiał  Jacek  Grabowski

(Artykuł pierwotnie pojawił się w „Fenomen POLSKA”)